sobota, 25 października, 2025

Zakaz hodowli zwierząt na futra – co to oznacza dla łowiectwa?

Share

Przyjęty przez Sejm zakaz hodowli zwierząt na futra, choć wprost nie dotyczy gospodarki łowieckiej, stanowi wydarzenie, które warto uważnie obserwować również z perspektywy myśliwych. Ustawa przewiduje całkowite wygaszenie ferm futrzarskich (z wyjątkiem królików) do 31 grudnia 2033 roku, z mechanizmem rekompensat dla tych, którzy zakończą działalność wcześniej. Oficjalnie jest to decyzja o charakterze etyczno-środowiskowym, mająca poprawić dobrostan zwierząt i ograniczyć negatywny wizerunek Polski w Europie. W praktyce jednak – konsekwencje mogą być znacznie szersze.

Z punktu widzenia przyrodniczego, wygaszenie ferm norek amerykańskich może przynieść realne korzyści. Norka amerykańska, gatunek inwazyjny, od lat stanowi poważne zagrożenie dla populacji ptactwa wodnego i drobnej zwierzyny. Każda likwidowana ferma to potencjalnie mniejsza liczba uciekinierów, a więc szansa na odbudowę lokalnych populacji gatunków rodzimych. Z drugiej jednak strony, okres przejściowy do roku 2033 niesie ryzyko – likwidowane fermy mogą generować falę niekontrolowanych wypuszczeń, które zwiększą presję drapieżniczą w najbliższych latach. To wymaga reakcji ze strony kół łowieckich i służb ochrony środowiska, szczególnie na terenach dolin rzecznych i mokradeł.

W kontekście społecznym i politycznym ustawa wpisuje się w szerszy trend zmian w podejściu do zwierząt i środowiska. Coraz częściej decyzje dotyczące zwierząt podejmowane są nie na podstawie argumentów merytorycznych, lecz emocjonalnych i medialnych. Z perspektywy łowiectwa widać tu pewną prawidłowość – stopniowe przesuwanie granic, czyli zjawisko określane w politologii jako „taktyka plastrów salami”. Polega ona na wprowadzaniu zmian krok po kroku, tak aby każda z osobna wydawała się mało istotna, lecz w sumie prowadziły do zasadniczej transformacji systemu.

Najpierw zakaz hodowli futerkowej, wcześniej dyskusje o zakazie polowania na ptactwo, potem pomysły ograniczenia odstrzału drapieżników w imię ochrony tzw. „gatunków charyzmatycznych” – wszystkie te działania tworzą ciąg przyczynowo-skutkowy, który może w przyszłości uderzyć również w łowiectwo. Mechanizm jest prosty: najpierw opinia publiczna przyzwyczaja się do idei „ochrony zwierząt przed człowiekiem”, następnie rozszerza się ją na coraz to nowe obszary – aż w końcu polowanie jako forma racjonalnego gospodarowania przyrodą zostaje zredukowane do marginesu lub całkowicie zakwestionowane.

Nie jest więc przesadą twierdzenie, że zakaz hodowli futrzarskiej może być jednym z etapów testowania społecznej reakcji na odbieranie kolejnych kompetencji i uprawnień środowisku łowieckiemu. Wystarczy spojrzeć na kraje zachodnie, gdzie w imię „modernizacji” wprowadzano kolejne ograniczenia, aż myślistwo zanikło lub zostało sprowadzone do symbolicznej roli rekreacyjnej.

Dla łowiectwa w Polsce kluczowe będzie teraz pokazanie, że myśliwi nie są stroną konfliktu, lecz częścią rozwiązania. To oni w praktyce monitorują populacje, usuwają gatunki inwazyjne, prowadzą działania ochronne i siedliskowe – a więc wykonują realną pracę na rzecz przyrody, której nie widać z poziomu medialnych debat.

Warto też zrozumieć, że to właśnie w momentach takich jak ten – gdy zmienia się prawo w sąsiednich dziedzinach – należy głośno przypominać o racjonalnych fundamentach łowiectwa. Bo jeśli nie będziemy mówić własnym głosem, inni będą mówić za nas – i wtedy naprawdę może się okazać, że plaster po plastrze ktoś odkroił nam wszystko.

Między empatią a odpowiedzialnością – o moralnym dylemacie współczesnego myśliwego

Wielu myśliwych w Polsce staje dziś wobec moralnego dylematu. Z jednej strony naturalna empatia każe sprzeciwiać się cierpieniu zwierząt i hodowli przemysłowej, w której istoty żywe spędzają całe życie w ciasnych klatkach. Z drugiej – rośnie świadomość, że działania zmierzające do likwidacji tego rodzaju hodowli często idą w parze z próbami ograniczenia łowiectwa i wpływu myśliwych na gospodarowanie przyrodą. To trudny punkt równowagi – między sercem a rozumem, między współczuciem a odpowiedzialnością.

Podstawowa różnica między hodowlą futrzarską a łowiectwem polega na celu i etyce działania. Hodowla zwierząt na futra jest formą produkcji przemysłowej – zwierzę staje się surowcem, a jego wartość mierzona jest w złotówkach. Łowiectwo natomiast to gospodarowanie zasobem przyrodniczym. Myśliwy nie „produkuje” zwierzyny – zarządza jej populacją, reagując na zmiany w środowisku, dbając o równowagę między gatunkami oraz o stan siedlisk.

Współczesna Europa nie jest już dziką krainą samoregulujących się ekosystemów. W wielu miejscach brakuje naturalnych drapieżników, które kiedyś utrzymywały populacje zwierząt na stabilnym poziomie. Wilk i ryś nie są w stanie objąć całego terytorium kraju, a człowiek – swoją obecnością, infrastrukturą, rolnictwem i gospodarką leśną – głęboko ingeruje w przyrodę. W tej sytuacji rola myśliwego staje się koniecznością, a nie wyborem. Bez świadomej gospodarki łowieckiej doszłoby do nadpopulacji gatunków roślinożernych, dewastacji upraw, zniszczeń w lasach, wzrostu kolizji drogowych, a wreszcie do cierpienia samych zwierząt, ginących z głodu lub chorób.

Dobrze prowadzone łowiectwo jest działaniem humanitarnym, nie jego zaprzeczeniem. Myśliwi eliminują osobniki chore i osłabione, skracają cierpienie rannych zwierząt w wypadkach, redukują populacje inwazyjnych gatunków, które niszczą lokalną faunę. Selekcja nie jest aktem okrucieństwa – jest aktem odpowiedzialności. W przyrodzie, która została przekształcona przez człowieka, myśliwy jest dziś jednym z ostatnich strażników równowagi.

Nie wolno też zapominać o roli społecznej i przyrodniczej, jaką odgrywają koła łowieckie. To one w dużej mierze dbają o utrzymanie siedlisk: utrzymują łąki, widopoje, dokarmiają zwierzynę w okresach niedoboru, budują urządzenia łowieckie, reintrodukują kuropatwy, bazanty i zające. Bez tej pracy wiele gatunków drobnej zwierzyny po prostu by zniknęło, bo nikt poza myśliwymi nie czuje się za nie odpowiedzialny.

Warto też przypominać o wymiarze społeczno-kulturowym łowiectwa. Myślistwo to nie tylko strzał – to obecność człowieka w przyrodzie, nauka jej praw, obserwacja i zrozumienie. To łącznik między światem natury a cywilizacją. Tam, gdzie myślistwo znika, społeczeństwo zaczyna postrzegać przyrodę przez pryzmat emocji i bajkowych wyobrażeń. Powstaje zjawisko określane mianem „bambi syndrome” – idealizowanie natury i traktowanie każdego aktu polowania jako zła moralnego. Tymczasem człowiek, który przestaje rozumieć przyrodę, przestaje też potrafić o nią dbać.

Dlatego w debacie publicznej myśliwi powinni mówić własnym, spokojnym i rzeczowym głosem. Nie należy odcinać się od współczucia dla zwierząt – przeciwnie, trzeba pokazywać, że empatia i odpowiedzialność nie są sprzeczne, lecz uzupełniają się nawzajem. Myśliwy, który rozumie swoje miejsce w przyrodzie, nie działa z potrzeby zabijania, lecz z potrzeby utrzymania równowagi. Strzela nie dlatego, że chce zabić, ale dlatego, że rozumie, iż czasem brak działania oznacza większe cierpienie.

Łowiectwo w nowoczesnym, etycznym ujęciu to nie polowanie „dla trofeów” – to działanie dla przyrody, z myślą o niej i w jej imieniu. Dopóki myśliwi będą potrafili to jasno pokazać, dopóty będą potrzebni – nie tylko w lasach, ale także w świadomości społeczeństwa, które coraz częściej zapomina, że natura nie jest bajką, lecz systemem wymagającym mądrego gospodarza.

Powyżej przedstawiłem swoją opinię na ten temat. Nie reprezentuję wszystkich mysliwych w Polsce. Nie mogę mówić w ich imieniu.

Darek Topyła
Darek Topyłahttps://portalstrzelecki.pl
Redaktor naczelny Portalu Strzeleckiego. Pomysłodawca i założyciel serwisu internetowego portalstrzelecki.pl, strzelec sportowy, długodystansowy, myśliwy. Instruktor strzelectwa sportowego, sędzia PZSS. Sędzia i instruktor strzelectwa myśliwskiego. Autor rozwiązań informatycznych wykorzystywanych w strzelectwie. "Producent" kraftowej amunicji do karabinów ELR.

Przeczytaj także

Reklama

News