wtorek, 30 kwietnia, 2024

Recon Squad- trochę przydługa relacja z zawodów

Share

 

Zamieszczam wam przydługą relację z zawodów Recon Squad od strony organizacji. Słowem wyjaśnienia są to zawody dwudniowe w parach, podzielone na część terenową dnia pierwszego oraz strzelecką w dzień drugi.
Na początek zaznaczę, że poniższy opis nie ma na celu urażenia kogokolwiek, a przytoczone sytuacje są po prostu świadectwem tego, że tak jak organizator potrafi zaskoczyć zawodników, tak zawodnicy potrafią odwdzięczyć się tym samym.

Zaczynamy. Sobota godzina 14:30, zawodnicy odprawieni, plan zawodów omówiony, wszyscy przyjęli do wiadomości, że poruszają się we wrogim terenie i mają unikać ludności cywilnej. Oczywiście, lokalne władze, straż leśna oraz miejscowa policja zostały powiadomione, że w ten weekend przepuścimy im tabun uzbrojonych ludzi przez miasto i okoliczne lasy, ale robimy to z Łukaszem Zapadką po raz pierwszy i zawsze zostaje ten procent niepewności jaka będzie reakcja.

Zawodników wywozimy w okolice miasta Witnica, skąd mają się udać na spotkanie z informatorem. Ten człowiek ma im przekazać informację, gdzie i od kogo na terenie Witnicy muszą odzyskać nośnik z danymi. Żeby nie było za łatwo wprowadzamy komplikację. Na miejscu okazuje się, że informator w czasie ucieczki przed pościgiem został poważnie ranny, wymaga pomocy medycznej i ewakuacji, ale na szczęście ma przy sobie notatki, z których wynika, że posiadacz danych, będzie w określonych godzinach na stadionie miejskim w Witnicy spędzał czas z córkami, a w jego samochodzie o podanych numerach rejestracyjnych znajdują się pendrive z danymi. Zawodników na miejsce zdarzenia prowadzą okoliczne dzieci które przebywały akurat niedaleko miejsca zdarzenia ( w tej roli harcerze z zastępu harcerskiego w Witnicy) ponieważ jak wiemy od czasów Fatimy, jak coś się dzieje, dzieci na miejscu pojawiają się jako pierwsze.
Czyli proste… w teorii. Najpierw wpada nasz naczelny ratownik Sergiusz, z tekstem, że w sumie ewakuacja rannego na noszach na drugi brzeg rzeki to słabo bo to tylko 8 metrów, więc dołóżmy im kolejne 30 korytem rzeki w wodzie po kolana. Będzie jak w Wietnamie. Trochę się zmieszałem, ale w sumie przy wchodzeniu do wody wszystko i tak się dzieje w pierwszych sekundach, a potem to już bez znaczenia ile czasu w tej wodzie spędzisz. Po drugie no przecież nie będę się kłócił z artystą przy pracy. Całość wyszła ładnie, szczególnie jak się stało na suchym brzegu i robiło zdjęcia. Więc jedziemy, strzał z petardy, opatrzenie rannego, test wiedzy, ewakuacja rannego na noszach przez rzekę i bagna, a na koniec przekazanie informacji o celu na stadionie. Jak się okazało w ferworze walki nie każdy zwrócił uwagę na zapisy na kartce, jedna ekipa ją w ogóle wyrzuciła do śmietnika pełnego os i zamiast poczekać aż przyniosę im kopię próbowali dokument z gniazda odzyskać. Pozdrawiam Szczura z tego miejsca, tekst „wrzucę tam maskałat, jak przykryje osy to się uspokoją” na stałe wryje się w mojej psychice, na szczęście Szczur mówi, że ukąszenia już go nie bolą więc wszystko w porządku.

Zaczęliśmy od bagien, rzeki, i kilkusetmetrowej ewakuacji rannego na noszach, to teraz uspokajamy temat. Stadion miejski w Witnicy, zaparkowane kilka samochodów, jeden otwarty, a na fotelu leżą nośniki danych które mają zabrać zawodnicy. Stadion – struktura cywilna, więc tu nie ma patroli, nie łapiemy, ale Mariusz z córkami (w tej roli znowu zastęp harcerski) robią to co wielu na widok złodzieja, czyli zdjęcia. Te portrety będą odpowiednio wycenione w klasyfikacji końcowej. Osobiście po upewnieniu się, że na medyku zawody przebiegają płynnie jak woda w bagnie jadę zobaczyć na stadion. Mariusz mówi, że sprawdzają co jakiś czas, ale chyba zawodnicy nie dotarli, bo nośników danych z auta nie ubywa. Odpalamy drona, z góry widać więcej no i nie jest źle. Zawodnicy są. Część ładnie schowana za murowanym ogrodzeniem szuka miejsca gdzie nie ma drutu kolczastego, żeby przeskoczyć płot i zakraść się do auta. Jeden realizuje zadanie unikania ludności cywilnej przez siedzenie na ławce z dwiema przedstawicielkami płci pięknej lokalnej społeczności, a inny szarpie klamkę Passata zaparkowanego 100 metrów od stadionu. Jest też ekipa od os, która chyba załapała misję dziejową bo siedzą za wielkim śmietnikiem przy stadionowym budynku. Mówią, że chowają się przed harcerzami, ale kto ich tam wie czy nie mają zamiaru uspokajać kolejnych os za pomocą maskałatu.

Następnie przeskakuję na kolejne miejsce zadań. Kolejny raz jest proste, zawodnicy mają wykonać obserwację obozu, przekazać informację centrali i ewentualnie autoryzować ostrzał. Jeżeli uznają, że to obozowisko sił wroga, lokalna partyzantka wieczorem podciągnie moździerze i pokryje obszar ogniem.
Hans, który odpowiadał, za ten punkt oraz granicę wpada na pomysł komplikacji, na pobliskim budynku wieszamy białą flagę z czerwonym krzyżem oznaczając szpital polowy, a obsługa obozowiska pomimo tego, że uzbrojona zakłada niebieskie hełmy i berety jednocześnie na samochodzie wywieszając flagę UN.
Wszystko idzie płynnie, zawodnicy po obserwacji meldują się kilometr dalej na punkcie zbornym i przez radio zdają raport. Jest spokojnie do momentu kiedy zaczyna meldować ekipa z Niemiec. Na koniec ich meldunku Hans pyta… a zresztą przytoczę ten dialog z pamięci:
– Bastards czy autoryzujecie ostrzał?
– Szpon autoryzujemy ostrzał na koordynaty xxx
– Przyjąłem Bastards, kładziemy ostrzał – w tym momencie Hans odwraca się w moją stronę i skonsternowany mówi – właśnie rozpieprzyli nam szpital polowy.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, a ekipa Bastards znowu wywołuje przez radio, myślę sobie, że pewnie się zorientowali w pomyłce i chcą odwołać.
– Szpon chcemy jeszcze autoryzować ostrzał na koordynaty yyyy.
– Przyjąłem Bastards, kładziemy ostrzał – Hans zaczyna się śmiać, – nasz obóz też właśnie rozwalili. Nie zdążyliśmy się otrząsnąć, a w radiu słychać wywołanie.
-Bastards do Szpon, zgłoś się – robi się ciekawie, bo nie ma już nic co jeszcze mogą ostrzelać.
– Szpon zgłasza się.
– Szpon czy możecie potwierdzić, że trafiliśmy? – w tym momencie już nikt nie dał rady zachować powagi.

Po zdaniu meldunku zawodników puściliśmy na odcinek oceniany czasowo, oprócz osiągniecia punktów kontrolnych gdzie mieli odbić znaczniki czekało ich także przejście przez granicę patrolowaną przez siły UN pod kontrolą Hansa. Zawodnicy mieli w wyznaczonym obszarze wyznaczone dwa możliwe punkty przekroczenia granicy co mieli potwierdzić odbiciem znacznika. Żeby wyrównać szansę, patrole nie wiedziały w których miejscach znajdują się znaczki, miały wyznaczony teren podzielony na strefy odpowiedzialności, który sprawdzali w określonych cyklach. Tam już nie było łatwo, w końcu granica to granica o czym przekonało się 7 ekip.

Ale to już było ostatnie wyzwanie, potem już tylko jeden punkt kontrolny i spotkanie na strzelnicy.

Łącznego dystansu wyszło zawodnikom ok 40km, a ekipy spływały do nas od 3 w nocy do 10 rano.

W porównaniu z tym, drugi dzień z zadaniami strzeleckimi był już tylko formalnością. Ustawiliśmy tory pod jeden przebieg, który zawodnicy pokonywali w cyklu ciągłym mając na wszystkie 60 minut. Poszło w miarę, każdy wyjechał z tyloma otworami w ciele z iloma przyjechał co szczególnie mnie cieszy jako organizatora, a szczegółów chyba opisywać nie ma sensu, bo nie o samo strzelanie w tych zawodach chodziło.

Na koniec chcielibyśmy podziękować Burmistrzowi Miasta Witnica, Nadleśnictwu Bogdaniec, witnickiej Policji, zastępowi harcerskiemu z Witnicy, obsłudze zawodów, sędziom i “helperom” i GTS BRASS.
To były wymagające zawody których byśmy nie dali rady zorganizować bez waszej pomocy.

I oczywiście zawodnikom, za obdarzenie nas zaufaniem i start w zawodach

Zdjęcia Krzysztof Szmytkiewicz Photocreative

Przeczytaj także

Reklama

News