Świat obiegła wieść o kolejnym „rekordowym” wyczynie ukraińskiego snajpera. Strzał na 4 000 metrów – z parapetu, z rusznicy o nazwie Aligator, wprost w okno po drugiej stronie linii frontu. Poprzedni rekord – również ukraiński – wynosił 3 800 metrów. Różnica to niby tylko 200 metrów, ale w komunikacie propagandowym urasta do symbolicznej przepaści. Podobnie zresztą jak w znanych nam zasadach balistyki pocisku.
Ukraińskie media same zwracają uwagę na pewien szczegół. Standardowy rozrzut pocisku B-32 kal. 14,5 × 114 mm na dystansie 1,5 km to kwadrat 1 × 1 metr. Trudno więc sobie wyobrazić, aby na dystansie czterech kilometrów udało się trafić coś więcej niż okno, i to za pierwszym razem. Dlatego przyznają wprost: zapewne oddano kilka strzałów próbnych, korygowano ogień i dopiero w ten sposób udało się osiągnąć oczekiwany efekt. Należy tutaj zauważyć, że wstrzeliwanie się w cel nie poprawi rozrzutu a jedynie zwiekszy szanse na skuteczne trafienie wraz z większą liczbą wystrzelonych pocisków.
I tu dochodzimy do sedna. To nie tyle wydarzenie z pola walki, co raczej widowisko medialne. Zamiast pytać, czy rzeczywiście miało znaczenie taktyczne, należy raczej zauważyć, jak świetnie nadaje się do nagłówków. Rekord padł. Dron coś nakręcił. Kolejny dowód na przewagę. Jeszcze jeden news, który obiegnie świat i zostanie zapamiętany nie jako epizod, ale jako symbol.
Ostatni „rekordowy” sukces wpisuje się więc w szerszą narrację. Nie chodzi o to, ile takich strzałów faktycznie przynosi wymierny efekt militarny. Ważniejsze, że świat usłyszał o strzale na 4 000 metrów. Granica została przesunięta. Choć tylko o 200 metrów, w propagandzie to ogromny krok.
Nie zrozumcie mnie źle – nie twierdzę, że to niemożliwe. W końcu kula z Aligatora pewnie doleci nawet dalej. Ale trafienie w okno z 4 kilometrów to już nie tyle balistyka, co sztuka nowoczesnej literatury wojennej. Tam, gdzie kończy się fizyka, zaczyna się… PR.
Tak więc mamy nowy rekord. Granice przesunięte o 200 metrów. Snajperzy z parapetu zapisali się w annałach. A my? My czekamy na kolejną sensację.
Bo przecież, jak mawiają doświadczeni strzelcy, „na froncie wszystko jest możliwe”. Zwłaszcza w komunikacie prasowym.
Fot. Telegram