Warunki do strzelania długodystansowego w przeważającej części zawodów idealne. Zawody zaś przeprowadzone sprawnie i bez problemów. Jak podkreślają uczestnicy – to tradycja u Rafała Walczowskiego. X Jubileuszowe Mistrzostwa Polski F-Class w Skarżysku Kościelnym już za nami.
W ubiegły weekend 7-9 czerwca na strzelnicy „Casull” w Skarżysku odbyły się Mistrzostwa Polski F-Class na dystansach 300 metrów, 600 metrów i 800 metrów (trójbój) z dodatkowym dystansem 1000 jardów. Kolejny raz doświadczenia strzelców potwierdziły, że Skarżysko to prawdziwe laboratorium strzelectwa. Były chwile, kiedy strzelało się jak pod dachem w idealnej przejrzystości powietrza, a zaraz po tym jedna ze zmian zawodników ucierpiała strzelając w mocnym deszczu. I jak to podczas każdych zawodów bywa, przygotowanie i sprzęt to jedno, a nieprzewidziane wypadkowe, to drugie. Jednak błędy wynikające ze stresu, roztargnienia, czy awarii sprzętu są integralną częścią zawodów.
O podsumowanie Mistrzostw poprosiliśmy dwóch zwycięzców i jednego pechowca, który z tych zawodów w wyniku awarii sprzętu „wrócił na tarczy”.
Michał Szczyrek z Lublina, który zdobył mistrzostwo w trójboju w klasie F/TR oraz na dystansach 600 i 800 metrów w klasie F/TR, podkreśla, że te wyniki, to duża zasługa własnoręcznie wykonanej amunicji.
– Na dystansach 600 i 800 metrów udało mi się wygrać z pełnymi wynikami stu na sto punktów. Na 300 metrach straciłem dwa punkty, co w sumie dało mi zwycięstwo w wieloboju. W tym roku po raz pierwszy strzelałem z własnoręcznie elaborowanej amunicji i widać różnice, szczególnie na dalszych dystansach. Zacząłem elaborować, ponieważ w przypadku amunicji fabrycznej jesteśmy skazani na konkretny pocisk, który wybrał producent. Owszem, często są to pociski dobre, ale jednak nie optymalne. Postanowiłem więc wreszcie spróbować amunicji stworzonej samodzielnie. Okazało się, że sam proces jest do opanowania, ale co najważniejsze dzięki temu udało się coś wygrać – mówi lubelski strzelec.
Michał Szczyrek podkreśla też, że w tym roku warunki były sprzyjające i powtarzalność parametrów pogodowych podczas piątkowych treningów i w dniu zawodów była tu niezwykle istotna.
– Nastawy z poprzedniego dnia prawie idealnie przełożyły się na następny i rzeczywiście w sobotę rano strzelało się bardzo przyjemnie. Później pojawił się miraż i widoczność zrobiła się na tyle problematyczna, że nie udawało się odczytać numeru swojej tarczy, co przy długich dystansach ma niesamowite znaczenie. Każdorazowo jechałem od początku po tarczach i odliczałem swoją. W sobotę wczesnym popołudniem miała miejsce regularna ulewa, więc jedna ze zmian FTR ze świetnymi zawodnikami ewidentnie ucierpiała. Musieli strzelać w padającym deszczu – relacjonuje Szczyrek.
Kolejny zwycięzca zawodów przywiózł ze Skarżyska podobne wrażenia. Damian Bochyński zdobył trzy mistrzostwa w klasach: Semi Auto 800m, Sniper 800m, FT/R 300m oraz dwa wicemistrzostwa w klasie FT/R 800m i trójboju FT/R.
– Jeśli chodzi o same zawody, to był standard, który zawsze jest u Rafała Walczowskego. Przeprowadzone sprawnie i bez żadnych problemów. Więc bardzo pozytywnie. Moim celem była obrona trójboju Semi Auto, ale tu akurat nie było większego sukcesu. Czwarte miejsce może i dobre, ale jak się kilka razy odnosi zwycięstwo, to ten wynik można traktować jako pewnego rodzaju porażkę. No ale reszta wyników całkiem niezła, więc można to uznać za miły akcent – śmieje się Bochyński. – Poza tym trzeba przyznać, że Skarżysko jest takim laboratorium strzeleckim, ale w momencie moich strzelań w klasie FT/R miałem wrażenie jakbym strzelał pod dachem. Kompletnie nic nie wiało, a przejrzystość powietrza była idealna. W sumie sportowo były to dla mnie całkiem udane zawody – dodaje strzelec.
Bochyński nie poprawi już wyników w klasie Semi Auto, bo jak mówi:
– Chcę podziękować klasie Semi Auto na wszelkich zawodach i wejść w klasę Open. Oczywiście różnie może być, ale na tę chwilę chcę odpuścić i pozbyć się sprzętu – mówi Damian Bochyński.
Z jakiego sprzętu strzela Damian sami widzieliście, a jeśli nie, to warto się z nim skontaktować.
Jak podczas każdych zawodów trafili się pechowcy. W tej kwestii największym okazał się Andrzej Piątak. Z powodu awarii sprzętu został wyeliminowany z walki.
– Sprawa okazała się bardzo błaha, ale eliminująca mnie z walki o dobry wynik. Na piątkowym treningu nie miałem problemów, karabin strzelał lepiej niż dobrze. Strzelałem dwie serie treningowe, to znaczy rano na swojej zmianie i pod wieczór, na przedostatniej zmianie i tutaj na 600 m strzelił mi bardzo fajną grupę, a na 800 m w serii ocenianej dwa pociski, po raz pierwszy w czasie treningu, wyrzucił na białe pole, co jednak zrzuciłem na karb zmęczenia – relacjonuje Andrzej Piątak.
W sobotę zawodnik strzelał nic nie przeczuwając. Na 300 m nie widział przestrzelin, więc założył, że są w czarnym polu.
– Zadowolony strzelałem dalej. Wyniki, o których dowiedziałem się z telefonu od Rafała Walczowskiego, były i dla mnie i dla niego zaskakujące. Na 300 m miałem na samym dole tarczy rozrzucone przestrzeliny w tym dwa na punktowanym polu, co dało mi 12 punktów. Na 600 i 800 m tarcze były puste. Oczywiście wynik niemożliwy, tym bardziej że tym razem pilnowałem bębny i byłem pewien ustawień – tłumaczy zawodnik.
Usterka okazała się błaha, ale o tym Andrzej przekonał się już w domu.
– Na swojej strzelnicy klubowej po wyjęciu karabinu i wstępnych oględzinach okazało się, że nakrętka łoża karbonowego się poluzowała, a to spowodowało, że lufa z blokiem gazowym opierała się w sposób przypadkowy o łoże. Cała naprawa zajęła dosłownie chwilkę i polegała na dokręceniu nakrętki. Nauczony tym doświadczeniem na pewno użyję dla zabezpieczenia Loctite – wyjaśnia Andrzej Piątak.
To jednak nie ostanie słowa tego zawodnika.
– Po wygraniu w tym roku Longshot-a w semi auto (trójbój i 1000+), chciałbym w następnym roku powtórzyć to w klasie magnum. No i oczywiście „zrobienie” karabinem Semi Auto lepszego wyniku od repetierów w Skarżysku – śmieje się zawodnik. – Warto przy tej okazji podkreślić, że nasze, powoli rozrastające się, środowisko strzelców długodystansowych wykazuje się świetną atmosferą i w razie potrzeby nie ma żadnych problemów, aby uzyskać cenne porady, od bardziej doświadczonych strzelców – podkreśla Andrzej Piątak.